Pytania do ministra edukacji, czyli:
Do trzech razy sztuka
Pani Joanna Kluzik-Rostkowska, minister edukacji, udzieliła kolejnego, obszernego wywiadu o edukacji publicznej i powtórnie celem krytyki uczyniła nauczycieli oraz Kartę Nauczyciela.
Tym razem pani minister obarczyła Kartę winą za to, że nauczyciele zbyt szybko, bo już po trzydziestce, osiągają najwyższy stopień kwalifikacji, że nie rozwijają się w zawodzie, że nie współpracują ze sobą, że uniemożliwia ona gratyfikacje finansowe należące się najlepszym pedagogom. Jakby nie patrzeć, jest to niechęć do ustawy konsekwentna i zarazem konsekwentnie jednostronna.
Pozwolę sobie zatem zadać pani minister parę pytań na marginesie jej krytyki Karty.
Po pierwsze, czy to źle, że energiczni i dobrze wykształceni nauczyciele sprawnie i konsekwentnie zdobywają kolejne stopnie awansu zawodowego? Przecież właśnie o to chodziło twórcom nowego systemu awansu! Co więcej, nauczyciele dostają stopnie awansu nie za „piękne oczy”, ale wydajną pracę. Pracę ocenianą w dodatku nie przez ich samych lecz całkowicie obcych im ludzi. Gdzie tu zatem wina Karty i nauczycieli? Jeżeli trzeba koniecznie szukać winnych, to raczej po stronie ministrów edukacji, którzy projektują obowiązujące rozporządzenia dotyczące awansu zawodowego. Czyżby więc pani minister woli zwalczać Kartę niż uderzyć się we własną pierś?!
Po drugie, czy twierdząc, że polscy nauczyciele nie rozwijają się, pani minister nie dostrzega, czym są owe stopnie awansu? Przecież rozwijaniem wiedzy i umiejętności. Zmusza zaś do tego Karta właśnie! Gdyby było inaczej, to wymogi dotyczące zarówno wykształcenia, jak i stopni awansu i rozwoju nie dotyczyłyby nauczycieli szkół niepublicznych, jak to jest obecnie.
Po trzecie, co naprawdę uniemożliwia gratyfikacje finansowe – niedostatek pieniędzy, czy Karta? Przecież nawet pani minister wie, że w tej ustawie są zapisy umożliwiające wręcz ogromne gratyfikacje, tyle, że z pustej kasy gminy nawet Salomon nauczycielowi nie naleje! Głoszenie więc, że Karta Nauczyciela nie pozwala dobrze płacić dobrym nauczycielom, to czysta propaganda. Często zdarzająca się dziennikarzom po przejściach… na inne stanowiska.
Po czwarte, czy za to, że nauczyciele ze sobą nie rozmawiają ( taki przykład przytoczyła pani minister w wywiadzie) odpowiada Karta, czy dyrektor szkoły? Jeśli pani minister naprawdę uważa, że ustawa, a nie dyrektor, który nauczycieli zatrudnia, to dalsze pytania do Joanny Kluzik-Rostkowskiej tracą sens.
Każdy uważny czytelnik tej kolejnej rozmowy z panią minister bez trudu zauważy, iż jest w niej dużo słów ale mało szczegółów. Za podręczniki rodzice nie będą musieli płacić ale… jak dzieci je zniszczą, to już co innego. Wychowanie seksualne jest potrzebne ale… tylko dobrowolne. Religia, czy etyka, to temat ważny ale… deklaracja co do wyboru przedmiotu musi być pisemna. Itp., itd. Pani Joanna Kluzik-Rostkowska apeluje, by inaczej myśleć o procesie nauczania, ale mówi o tym, jak urzędnik, którego najważniejszym celem jest wymazanie z pamięci publiczności poprzedników na stanowisku.
Jest jednak coś, co warto w tym wywiadzie odnotować ze szczególną uwagą. Na pytanie o bezpieczeństwo uczniów w szkole pani minister odpowiada, że „szkoły w sensie budynku to jest zadanie własne samorządu i to on musi się tym zająć”. I dodaje, że gdyby co, to będzie telefonować do gmin z prośbą o wsparcie. No cóż, pewno można i tak na tym ministerialnym stanowisku. Ciekawe, co będzie w trzecim wywiadzie…
Wojciech Sierakowski